Eugeniusz Erdmann to laureat Nagrody Prezydenta Miasta Gdańska im. Lecha Bądkowskiego w kategorii Społecznik Roku 2020. Pan Eugeniusz jest żywą „wikipedią” nie tylko w kontekście historii oraz rozwoju dzielnicy Rudniki, w której mieszka i którą kocha miłością prawdziwą. Pan Eugeniusz dzięki swojej działalności od lat wpisuje się jako aktywista dialogu na linii mieszkańcy – samorząd i jako jeden z inicjatorów powołania Rad Dzielnic w Gdańsku. Rozmowa z Panem Eugeniuszem to wyprawa wehikułem czasu, która pozwala nam poznać genezę współpracy z sektorem samorządowym.
Pytanie: Panie Eugeniuszu… od kiedy Pan jest społecznikiem?
Wygląda na to, że wyniosłem to z harcerstwa. W szkole podstawowej nr 29, która zresztą byłą pierwszą szkołą podstawową otwartą po wojnie, działał bardzo prężny szczep „kościuszkowców”. Prężnie bo na 700 uczniów, 400 było w harcerstwie. Byłem i w zespole tanecznym i w szkolnym klubie sportowym, udzielałem się wszędzie, działałem aktywnie w dzielnicy. Choć miewałem przerwy z uwagi na dalszą edukację i później pracę związaną z morzem i Gdynią. Jako społecznik wróciłem w 1994 roku. W zasadzie to mogę powiedzieć, że te geny przejąłem po ojcu, który był „blokowym” na naszym osiedlu, budował place zabaw itd.
Pytanie: Podobno Rudniki nazywane są „szejkami Gdańsk”. Co to znaczy?
Rudniki mają status największej dzielnicy przemysłowo-mieszkaniowej do likwidacji w mieście Gdańsku. Jest tu bardzo dużo zakładów usługowych, sporo znanych marek przeniosło tu swoją produkcje. Wciąż budują się tu wielkie hale branży meblarskiej, motoryzacyjnej, energetycznej. To dzielnica, w której się zarabia i która ma spory udział w budżecie miasta – 2/3 idą z Rudnik. Tymczasem jesteśmy także najmniej liczną dzielnicą, mamy tysiąc mieszkańców, bo uciekają z niej młodzi ludzie. Najwięcej mieszkańców jest powyżej 60 roku życia i zwykle są to ci, co jak ja, mieszkają tu od zawsze. Nie mamy ciekawej infrastruktury mieszkaniowej, placówek edukacyjnych, miejsc rozrywkowych czy atrakcji. Gdyby giełda spożywcza padła, to zakupy byśmy mogli robić na Przeróbce lub Dolnym Mieście. Przemysłowo się rozwijamy. To nie znaczy, że nie warto się dla tej dzielnicy starać i pomagać ludziom.
Pytanie: Od czego zaczyna się takie pomaganie?
Społecznik w moim rozumieniu umie rozpoznać potrzebę w swojej społeczności i robi wszystko, by temu zaradzić. Ale zacznę od początku: działalnością w tymczasowej radzie dzielnicy, bo wtedy w Gdańsku nie było rad dzielnic, zająłem się na poważnie od 1994 roku, gdy został zlikwidowany mój zakład pracy. Kupiłem dwa kontenery i na giełdzie sprzedawałem pierniki łódzkie. Miałem czas i pomagałem. Na przykład w odkupieniu przez mieszkańców domków tzw. kolejarskich po Zakładzie Naprawy Taboru Kolejowego. Doprowadziłem wodę do dzielnicy, czyli budowę wodociągu i kanalizacji „wychodziłem” u prezydenta Posadzkiego. Proszę sobie wyobrazić, że przez 6 lat trwania budowy, co drugi dzień beczkowozy przywoziły nam wodę. Zainicjowałem budowę Trasy Sucharskiego, dzięki czemu tiry nie przejeżdżają przez miasto, przy okazji zadbałem, aby wyprowadzeni mieszkańcy dostali dobre odszkodowania lub mieszkania zastępcze. Postulowałem, by spalarnia była przy Szadółkach, a nie na Rudnikach, co ekonomicznie było bardziej dla miasta korzystne. Namówiłem urzędników do budowy tunelu rowerowo-pieszego, który służy nie tylko Rudnikom, ale całemu miastu i jest nie lada atrakcją. W 2000 roku podciągnęliśmy kable telefoniczne. Most w Sobieszewie, to też moja sprawka. I tak coraz więcej było tego dbania o ludzi i pomagania. Miałem też to szczęście, że przez 25 lat bycia społecznikiem, spotkałem na swej drodze ludzi, który mnie wspierali, słuchali i działali. Chociażby wtedy, gdy pojawił się temat powołania rad dzielnic.
Pytanie: Podobno to Pan je do Gdańska sprowadził z Gdyni?
Poniekąd, bo faktycznie Gdynia miała już wcześniej swoje rady dzielnicy. Zadałem pytanie Prezydentowi Posadzkiemu, że jak to jest, że my, miasto wojewódzkie, nie potrafimy utworzyć rad dzielnic? Pan Prezydent powiedział, że jeśli „Pan, Panie Erdmann, się za to weźmiesz, to ja daję Ci zielone światło”. To się wziąłem. Najpierw trzeba było rozwiązać wszystkie komitety obywatelskie i sołectwa. W 1997 roku powstały na jednoroczną kadencję trzy pierwsze tymczasowe rady dzielnic: Letnica, Osowa, no i Rudniki. Kolejne dzielnice przyjeżdżały do nas uczyć się jak to zrobić. Powołałem także nieformalne Forum Rad Dzielnic, by ułatwić współpracę. Kiedyś powiedziałem Panu Adamowiczowi, że marzę o tym, aby każda dzielnica Gdańska miała swego gospodarza. I doczekałem tego.
Pytanie: Dziś już zakończył Pan oficjalnie swoją działalność jak przewodniczący Rady Dzielnicy Rudniki. Czy miał Pan komu przekazać pałeczkę i poniekąd dziedzictwo?
Nie było łatwo, bo przecież jak mówiłem młodzieży to u nas nie za wiele. Ale udało się. Przekonałem i można powiedzieć wykształciłem mojego następcę, zabierałem go na spotkania rady, kazałem słuchać, obserwować. Moje motto życiowe to: „Jak nie pomogę, to na pewno nie zaszkodzę.” I również na to uczuliłem. Nie ukrywam tego także, że jestem ogromnie dumny z tej nagrody, i nawet jeśli się jej nie spodziewałem, to przyznaję, że zapracowałem na nią. Pan Adamowicz, po ceremonii otwarcia wspomnianego tunelu, wziął mnie na bok i poklepał po plecach mówiąc: „Jak to czasami dobrze dołów posłuchać”. Ja nie chcę na Rudnikach basenu, bo nie ma dla kogo, nie chcę filharmonii, kortów tenisowych, ale sprawy przyziemne, które widzę, że będą służyły, nie tylko mieszkańcom Rudnik, ale całej społeczności, to ja nie odstąpię. Tak mu odpowiedziałem wtedy.
Pytanie: Panie Eugeniuszu, dziękuję za rozmowę. Ewidentnie jest Pan Aniołem Stróżem chyba nie tylko dzielnicy Rudniki.
Udało mi się i tam gdzie mogłem to „broiłem”, ale tylko w dobrej wierze. Urzędnicy powtarzali sobie, że jak Erdmanna nie wpuści się drzwiami, to on i tak oknem wejdzie.