Zygmunt Chychła

informator 2009


Fot. ze strony internetowej www.olimpiady.edu.pl
  Zygmunt Chychła urodził się 5 listopada 1926 roku w Gdańsku, w polskiej rodzinie. Po raz pierwszy rękawice bokserskie otrzymane od swego ojca chrzestnego Mariana Jabłońskiego, założył w wieku 10 lat. Pierwsze treningi rozpoczął w Gedanii, najstarszym polskim klubie w Wolnym Mieście Gdańsku.

Wojenne losy rodziny Chychła następująco opisał dziennikarz Waldemar Gabis w Gazecie Wyborczej sprzed 3 lat: "Gdy wybuchła wojna, Zygmunt miał zaledwie 13 lat. 3 września 1939 roku do mieszkania Józefa Chychły, woźnego w Senackiej Szkole z polskim językiem wykładowym przy ul. Łąkowej, wtargnęli hitlerowcy. Ojca dotkliwie pobili, a brata Jana zabrali do Victoriaschule, gdzie przetrzymywano Polaków. Później 17-letni Janek przez Grenzdorf i Stuthoff trafił do karnych oddziałów pracy na froncie wschodnim. W rodzinne strony już nie wrócił. W 1944 roku zmarł na tyfus.
Chychłowie, polscy gdańszczanie, nie chcieli podpisać volkslisty, dlatego szybko zostali uznani za bezpaństwowców, a Józefa Chychłę zwolniono z posady. W 1942 roku musieli przyjąć tzw. III grupę narodowościową, dwa lata później Zygmunta wcielono do Wehrmachtu. Uciekł jednak i w końcu trafił do II Korpusu generała Andersa we Włoszech. Tutaj stoczył kilka pięściarskich pojedynków z Anglikami i Włochami, w większości wygranych. Zaczęto o nim mówić jako o wielkim pięściarskim talencie.
Do Gdańska wrócił w 1946 roku w mundurze z naszywkami II Korpusu. Rodzinę odnalazł na Oruni. Niedługo później znów trafił na salkę treningową Gedanii. W treningach pięściarskich nie przeszkodziła mu "wojenna pamiątka": zamek karabinu obciął część serdecznego palca prawej dłoni".

W 1947 r. Zygmunt Chychła, zwany "Twardym Kaszubą", trafił do reprezentacji Polski, prowadzonej przez słynnego trenera Feliksa "Papę" Stamma. Debiutował w zwycięskiej walce w meczu przeciwko Szwecji, a potem w ciągu roku na Mistrzostwach Europy w Dublinie oraz Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. W obu imprezach doszedł do ćwierćfinału, lecz potem przez kolejnych pięć lat - aż do końca kariery sportowej, nie przegrał już żadnej walki.

W najwspanialszym okresie kariery sportowej zdobył kolejno: tytuł Mistrza Europy w 1951 r. w Mediolanie po zdeklasowaniu Austriaka Kohleggera, a w 1952 r. w Helsinkach na Igrzyskach Olimpijskich zdobył złoty medal po porywającej walce z Siergiejem Szczerbakowem ze Związku Sowieckiego. Był to jedyny złoty medal Polski w Helsinkach, pierwszy po wojnie, a zarazem pierwszy w historii polskiego boksu - zwiastując największe sukcesy szkoły boksu Papy Stamma.
W dwadzieścia lat po olimpiadzie w Los Angeles (po triumfie Kusocińskiego i Walasiewicz) znowu zabrzmiał Mazurek Dąbrowskiego.

Problemy zdrowotne Chychły po powrocie z Helsinek (zbagatelizowane przez lekarzy poddanych presji decydentów, żądnych dalszych sukcesów) spowodowały, że zdobycie kolejnego mistrzostwa Europy, tym razem w Warszawie, mistrz opłacił skrajnym wyczerpaniem i zaawansowaną gruźlicą. Był to faktyczny i dramatyczny koniec wspaniałej kariery wspaniałego gdańskiego mistrza pięści.

Redaktor Jerzy Gebert, w swym poczcie olimpijczyków relacjonuje: "Po ciężkim warszawskim turnieju stan zdrowia Zygmunta zdecydowanie się pogorszył. Tym razem pięściarz czuł wyraźnie, że jest po prostu chory. Dokładne badania kliniczne nie pozostawiły żadnych wątpliwości: gruźlica. Szpital i sanatoria zrobiły wprawdzie swoje - wielki bokser wyzdrowiał, ale na ring już nie wrócił.
Przez wiele lat, jako instruktor i trener, szkolił młodzież w Gdańsku, Lęborku i Gdyni, pracując jednocześnie w gdańskiej DOKP. Równolegle prowadził upartą walkę o zezwolenie na wyjazd całej rodziny do RFN. Sprawa była prosta: Zygmunt ożenił się po wojnie z uciekinierką z Królewca, stuprocentową Niemką, która urodziła mu trzech wspaniałych synów, ale przez całe życie niezłomnie dążyła do połączenia ze swą rodziną w Niemczech. Zygmunt przystał na to i był już konsekwentny. Normalnie sprawa nie byłaby trudna, ale w przypadku mistrza olimpijskiego? Ówcześni decydenci polityczni sportowi nawet słyszeć nie chcieli o emigracji (i jeszcze zmianie obywatelstwa!) takiej chluby polskiego sportu. Ale o pomocy materialnej dla znajdującej się w ciężkich warunkach finansowych rodziny Chychłów nikt nie pomyślał".

Aleksy Antkiewicz, kolejny gdański wspaniały bokser-olimpijczyk, daje świadectwo w artykule napisanym przez Pana Waldemara Gabisa w "Gazecie Wyborczej" przed trzema laty: "Chodziłem do państwa Chychłów pograć w skata. Graliśmy w trójkę z ojcem Zygmunta. Chychłowie byli skromnymi ludźmi, Polakami z krwi i kości, ale jak wszyscy autochtoni, wysłuchiwali w tym czasie różnych uwag, o tym, że Kaszubi to folksdojcze, że szwaby - opowiadał Antkiewicz, dwukrotny medalista olimpijski w boksie. - Zygmunt był człowiekiem ambitnym, zamkniętym w sobie i boleśnie odczuwał podobne przytyki. Według Aleksego Antkiewicza właśnie w tych urazach, małżeństwie z dziewczyną z Królewca, jej rodzinie mieszkającej w RFN, jak również w poczuciu krzywdy powstałym po zakończeniu kariery sportowej, należy szukać przyczyn wyjazdu Chychły z Polski".

Sam Zygmunt Chychła w 1985 r. w liście do redaktora Tadeusza Olszańskiego wyznaje: "..Zawsze czułem i czuję się nadal gdańszczaninem. Może właśnie moje pochodzenie i sytuacja narodowościowa przedwojennego Gdańska wycisnęły na mnie piętno tolerancji. Z tego względu zachowanie języka niemieckiego w Gdańsku było dla mnie i mojej rodziny tak samo normalne i naturalne, jak zachowanie języka polskiego w Hamburgu....".
Dziś Zygmunt Chychła mieszka w Domu Seniora w Hamburgu.

Z uzasadnienia Uchwały Rady Miasta Gdańska.
Metryczka publikacji